Jest właścicielką biura matrymonialnego. Jest w tym dobra, chociaż sama nie ułożyła sobie życia. A właściwie ułożyła, tylko nie tak jak marzą jej klientki. Mieszka sama. Nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. Sama czuje się dzieckiem tak często. Nie wie ile ma lat. Na szczęście jej nikt tego pytania nie zadaje. Lubi siebie w indyjskiej biżuterii i długich, czarnych szatach. Lubi swoje długie, rude, kręcone włosy.Lubi szczupłe ciało i kościste dłonie z długimi palcami.

W tej herbaciarni często umawia klientów. Czasami sama się tu z nimi spotyka, bo milej tu i mniej oficjalnie niż w biurze. Jak dziś pamięta dzień, kiedy pierwszy raz zobaczyła Artura. Taki młody chłopak. Dobre 10 lat młodszy od niej. W pierwszej chwili w ogóle nie zwróciła na niego uwagi. Zdziwiło ją tylko, że taki młody, przystojny chłopak szuka pomocy w agencji.Pokazała mu album z kandydatkami. Chłopak był spięty, poblokowany jak rzadko. Prawie wcale nie patrzył na zdjęcia. Patrzył na nią. Delikatny, wrażliwy, prawie jak dziewczyna. Drobna twarz, wielkie błękitne oczy i burza jasnych, kręconych włosów. Ładny chłopiec - nie przystojny mężczyzna.
-Kogo właściwie szukasz, Arturze?
Miała zwyczaj mówić do klientów po imieniu.
-Już nikogo, już znalazłem.
-...?
-Znalazłem ciebie. Właśnie ciebie szukałem. Przepraszam.
Spuszcza głowę. Rumieni się. Jest taki słodki. Tatiana jest skonsternowana. Rzadko jej się to zdarza. Co powiedzieć,żeby nie zabrzmiało banalnie, żeby go nie urazić, ale i nie zachęcić? Taki słodki chłopiec. Patrzy na nią z takim uwielbieniem.
Tatiana uśmiecha się.
-Artur wiesz oczywiście, że ja.
-Tak wiem, że to tylko Twoja praca i że jestem klientem. Nie jestem. Nigdy nie byłem. Zobaczyłem Cię już dawno. Tu,w tej herbaciarni. Byłem z dziewczyną. Nawet nie pamiętam, z jaką. Zobaczyłem Ciebie i. przepadłem. Od pani przy bufecie dowiedziałem się, że prowadzisz biuro matrymonialne. Zadzwoniłem jako klient. To był najprostszy sposób, żeby się do ciebie zbliżyć. Miałem zamiar poudawać jeszcze trochę, ale. chyba nie potrafię. Z resztą, jeżeli jesteś taka jak myślę, to nie muszę.
-Taka?
-Taka, na jaką wyglądasz.
Tatiana uśmiecha się jak kot, tajemniczo.
-A, na jaką wyglądam?
-Na wolną duchem i niezależną ciałem
-UHMMM, a ty, jaki jesteś, czy w ogóle jesteś już jakiś?
-Myślisz, że jestem za młody, żeby cię zainteresować?
-Udowodnij mi, że tak nie jest.
Milczą. Patrzą na siebie. On w napięciu, ona z rozbawieniem, ale ciepło, nieledwie macierzyńsko.
-Tatiano ja wiem, że mogę cię nudzić, ale daj mi szansę, może nie od razu.
-Cicho, - przerywa mu - daj spokój. Nie jest ze mnie żadna "Femme Fatale".Rozumiem, że spodobała ci się, starsza od ciebie, oryginalna kobieta, inna niż twoje koleżanki. Pewnie jest ci to w jakiś sposób potrzebne. Nie wiem, czy jest potrzebne mnie, ale nie dowiem się, jeśli nie sprawdzę...\r\n

Od tamtej jesiennej, dżdżystej soboty miną już prawie rok.
Znowu jest jesień i ciągle lubią przychodzić do tej herbaciarni. Tatiana lubi ten związek. Wszystko w nim jej się podoba, ale chyba najbardziej jego tymczasowość. Układ bez przyszłości. On 22 lata, ona 36. Bawi się jego świeżością. Smakuje niewinność. Uczy go jak kochać kobietę, jak kobieta lubi być kochaną. Krok po kroku wprowadza go w meandry miłości, w ciemny,gorący świat zmysłów, w lekki i jasny świat duchowego porozumienia, w kręte korytarze dwóch różnych umysłów. Dwóch różnych płci. Dobrze czuje się w tej roli. Ma prawie boską moc tworzenia. Siedzą obok siebie. Deszcz za oknem. Jej wilgotne włosy mocno skręcone i jeszcze bardziej czerwone w świetle świecy. Nachyla się w jego stronę.Prawie nie odrywa od niego oczu. Długim, smukłym palcem dotyka jego podbródka, zatacza krąg po policzku. W kocich oczach czają się tajemnicze błyski.Nagle cofa rękę.
-Teraz Ty
Oczy Artura zawieszone na jej oczach. Uśmiech na twarzy już nie tak niewinny. Zmysłowym ruchem podnosi rękę, dotykanej policzka, powoli przesuwa na linię podbródka, dotyka ust. Ona wysuwa nieznacznie język, muska wargami jego palce, cofa się, ale on nie rezygnuje.Teraz jego palce błądzą w okolicach ucha, odgarniają wilgotne włosy, suną powoli pieszcząc krzywiznę szyi. Powoli, bardzo powoli w dół aż do wycięcia sukni, tam się zatrzymują. Tatiana wciąga powietrze, jakby przez chwilę jej go zabrakło. W tych przedpołudniowych godzinach herbaciarnia jest prawie pusta. Delikatna muzyka w tle potęguje wrażenie pozaczasowości. Tatiana upija łyk herbaty, nagryza kruche ciasteczko. Artur patrzy na nią z nieodgadnionym uśmiechem. Jego dłoń delikatnie pieści jej kolano, po tym udo, aksamitne, nieco powyżej granicy koronkowej podwiązki.
-Ciasteczko?
Tatiana podsuwa mu wiśniową babeczkę.
-Nie, Ty ..zjedz
Nie przerywa pieszczoty, nie zmienia wyrazu twarzy.
Ona nieśpiesznie, jakby nie była pewna, kładzie dłoń na jego dłoni, po tym przesuwa wyżej i po chwili zabiera ze sobą na kremową koronkę obrusa. Jej długie palce są niemal takie jak jego. Podnosi je w swoich, przygląda im się, lekko całuje. Ociera o nie policzkiem. Zawsze lubiła męskie dłonie. Zaklętą w nich siłę i bezradność. Szczególnie, kiedy były duże i spracowane. Dłonie Artura jeszcze takie nie są, ale niosą w sobie obietnicę światów jeszcze niepoznanych i rozkoszy jeszcze nie przeżytych.
-Kocham cię Tatiano
-Wiem mój mały
-Chcę być z Tobą zawsze
-Zawsze?
-Chcę się z Tobą ożenić.
Tatiana patrzy na niego mgliście spod przymkniętych powiek
-Dlaczego chciałbyś to zrobić?
-Żeby Cię mieć. Żeby cię mieć na stałe.
-Na własność?
-Tak na własność.
-Arturze, spotykasz się zemną już od roku i jeszcze nie wiesz, że ja nigdy niczyją własnością nie byłam i nie będę?
-Myślałem,że skro mnie kochasz.
-Że skoro cię kocham to, co? To przestanę myśleć o sobie ja i zacznę myśleć, my?
-Chyba tak.
-Nie rozumiesz, że wtedy nie byłabym już sobą, tylko jakąś zupełnie inną, obcą osobą, której już byś może nie kochał, a co ważniejsze, której ja bym nie kochała.
-Co ważniejsze, mój Boże, czy zawsze musisz siebie stawiać na pierwszym planie?
Tatiana uśmiecha się niefrasobliwie wygodnie rozparta w fotelu.
-Tak, Art, zawsze. Jestem dla siebie najważniejsza. Byłam,zanim się pojawiłeś i będę,kiedy odejdziesz.
-Nie odejdę od ciebie nigdy.
Patrzy na niego, na jego bezgraniczną naiwność i zastanawia się czy chce i czy powinna uczyć go cynicznej prawdy życia, że "zawsze" i że "nigdy" istnieje tylko w powieściach i to nie wysokich lotów.
-Tatiano, daj nam szansę
-Nie naciskaj, Art, jesteś takim słodkim chłopcem, pozostań taki jak długo się da, jeszcze przez chwilę.
-Znowu ze mnie żartujesz
-Żart jest czasem jedynym sposobem na przeżycie
-Nie rozumiem, co mówisz- złości się
-Czasem tylko w ten sposób można przywrócić życiu właściwe proporcje. Popatrzeć na siebie z boku. Na sytuację, i zażartować. A po tym roześmiać się prawdziwie, serdecznie.
-Nie zawsze tak można
-Nie, nie zawsze, ale znacznie częściej niż ci się wydaje
-Więc, chociaż zamieszkajmy razem na próbę
-Nie Art. Nie naciskaj za mocno. Wierz mi, wiem z doświadczenia, że takie próby rzadko dają dobre efekty
-Nie możesz wiedzieć jakby było w tym wypadku
-Oczywiście, wiedzieć nie mogę, ale znakomicie mogę to sobie wyobrazić.
On siedzi cały spięty. Czuje się zraniony, odrzucony. Bardziej żeby ratować swój wizerunek we własnych oczach, mówi
-Myślisz, że nie byłbym dobry dla ciebie?
-Ależ byłbyś. Zagłaskałbyś mnie na śmierć. Osaczył jak pająk ze wszystkich stron, omotał złotą siecią, aż dusząc się w powodzi twojej miłości, uciekłabym prędzej niż myślisz.
Milczą.
-Musisz się tego nauczyć, mój mały, nauczyć się jak kochać siebie. Jak nie dawać siebie w nadmiarze i jak w nadmiarze nie brać.
-Ale, kiedy się kocha nie ma granic
Patrzy na niego smutno
-Niby masz rację,Art. Tak powinno być. Może.Ale tak nie bywa. Jedyne, co masz tak naprawdę to Ty sam. Buduj siebie. Stawaj się lepszy, mądrzejszy, bardziej pełny w swoim człowieczeństwie. To jest to, co ci zostanie. Ile wybudujesz, tyle będziesz miał.A po tym sam zdecydujesz, jaką częścią siebie i kogo będziesz chciał obdarować, ale wiedz, że rzeczy zdobytych z trudem, łatwo się nie rozdaje
-Nie chcę już o tym mówić. Zostawmy ten temat. Powiedz mi lepiej Tina, co chcesz dzisiaj robić
-W taki deszczowy dzień?
-Tak, w taki deszczowy dzień
-Najbardziej?
-Najbardziej
-Najbardziej chcę się z Tobą kochać przez długie godziny i pić czerwone wino
Tatiana widzi błysk zachwytu w oczach Artura -.Młodzi chłopcy mają jednak swoje zalety-myśli. Chwycił jej dłoń, szybko gorączkowo bez namysłu. Wychodzą.
Prawie biegną na parking do samochodu. Śmiejąc się otrzepują kropelki deszczu z włosów i z ubrania
-Jedziemy do ciebie, czy do mnie?
-Do mnie, oczywiście, że do mnie, mój kochany. Twój świat jest jeszcze zbyt niedoskonały, i nie mam tu bynajmniej na myśli popsutego prysznica.
Śmieje się, całuje go lekko za uchem, zanurza palce w wilgotnych włosach. Uwielbia tę jego niecierpliwość. Tylko mając 20 lat, można tak bardzo angażować się w seks, albo wtedy, gdy się bardzo kocha, ale tego nie wie na pewno. Zresztą na temat seksu i miłości ma własną teorię i zdecydowanie woli jednego z drugim nie mieszać. Z Arturem to co innego, z Arturem to świat zupełnie innych doznań.
W kominku za szybą zawsze pali się ogień. Kiedy są już na miejscu zwalniają tempo. Artur już wie, że Tatiana nie lubi się spieszyć. Lubi smakować miłość jak wino i nie jest jej wszystko jedno, z czego ten trunek pije. Podnosi szybę kominka, dorzuca drew i zostawia palenisko otwarte. Żywy ogień jest jak w żyłach pulsująca krew. Jej dom jest jak ona, dziwny i niejednoznaczny. Właściwie jest to mieszkanie w kamienicy. Długi, mroczny korytarz, z niego drzwi po prawej stronie i na wprost. Te po prawej to kuchnia pachnąca ziołami, z podłogą ze starej terakoty. Do tego ciemne, mroczne kredensy z ciężkiego dębu, wielki przeszło stuletni stół na masywnych, toczonych nogach, a na nim cały świat. Od indyjskich kadzidełek przez witrażowe lampy i białą porcelanę aż po gliniane słoje z ogórkami i marmoladą, którą Tatiana zawsze robi sama. Nie raz kochali się na tym stole, ale nie tym razem. Artur doskonale wyczuwa, czego ona chce. Dzisiaj Tatiana jest wróżką magiczną i delikatną. Dzisiaj potrzebuje miłości i romantyzmu. I dzisiaj to właśnie dostanie. Przez ten rok Artur uczył się nie bez zdumienia i nie bez przyjemności, że kobieta nie jest istotą zawsze jednakową, o zawsze przewidywalnych potrzebach i właśnie to w niej podobało mu się najbardziej. Bywała niewinna i nieśmiała niemal jak dziewica. Kochała się z nim wtedy szybko, cicho i subtelnie, czasami była brutalna i dominująca, innym razem wyuzdana jak dziwka. Zapytał ją kiedyś, na samym początku ich związku, co lubi w łóżku, spojrzała na niego zdumiona
-Jak mogę Ci na to odpowiedzieć. Różnie, to zależy od dnia, od nastroju od partnera. Nic nigdy nie jest takie samo.
Jedno było pewne. Tatiana w łóżku nie lubiła rutyny. Dla niej seks był jak sztuka. Uprawiała go z prawdziwą pasją, albo wcale. Kiedyś powiedziała mu, że nie jest dobrze za bardzo kochać mężczyznę, z którym się idzie do łóżka. Artur miał mgliste przeczucie, że gdzieś istnieje taki mężczyzna i że nie on nim jest, chociaż Tatiana przyznawała, że kocha go na swój sposób.
-Dlaczego nie jest dobrze? - Zapytał ją wtedy zdumiony
-Dlatego, że wtedy nie jestem do końca sobą. Nie myślę tylko o sobie, wcale o sobie nie myślę, nie umiem wymagać, nie chcę narzucać roli, słowem nie potrafię się zapomnieć we własnej przyjemności.Za wiele w tym wszystkim komplikacji, za wiele uczucia, za mało miejsca na czysty seks.

Zamilkła, zamyśliła się, a po tym dodała tak jakby do siebie
-Ale jest w tym coś, mój Boże, coś zupełnie innego w samym tylko dotyku nagiego ciała kochanego mężczyzny. Coś niesamowitego, jak magia.
Postanowił sobie wtedy, że kiedyś tą magię ona będzie odczuwać dla niego.Za każdym razem czy to układając ją na miękkim materacu łóżka, czy biorąc gwałtownie na kuchennym stole, czy też kochając się namiętnie i zmysłowo przy otwartym palenisku kominka, starał się dostrzec w niej ten szczególny, magiczny moment, kiedy już nie będzie gry, kiedy będzie tylko miłość. A może to właśnie dzisiaj?
Drugie drzwi długiego korytarza w jej mieszkaniu prowadzą do łazienki z wielką wanną i jacuzzi. Więcej tam świec rozmaitej wielkości i koloru niż przyborów toaletowych. Następny pokój to gabinet. Chyba najbardziej praktyczne pomieszczenie Tatiany, całe zabudowane półkami z książkami. Na wprost ogromny salon z jedną ścianą wyłożoną prawdziwymi polnymi kamieniami i imponujących rozmiarów kominkiem. Reszta ścian biała, gęsto zawieszona obrazami, rycinami i wszystkim, co się Tatianie teraz, czy kiedykolwiek podobało. Wszędzie miękkie sofy, przepastne fotele, stoły i stoliczki w różnych miejscach,pełne kwiatów i staroci. Całość uchroniła się przed wrażeniem graciarni przez swoją kwiecisto-kraciastą angielską pastelowość. Z salonu drzwi do sypialni, całkowicie indyjskiej, jak z baśni 1001 nocy. Każde z tych pomieszczeń jest inne i każde opowiada o Tatianie osobną historię. Tworząc je myślała tylko sobie i swojej przyjemności. Nigdy nie kierowała się modą. Nigdy nie starała się schlebiać niczyim gustom.
W ten mroczny, deszczowy dzień, blask ognia w kominku był jedynym światłem miłym duszy i przyjaznym ciału. Usiedli na miękkich poduchach, sączą wino, powoli rozpina jej suknię, rozbiera krok po kroku, jak dziecko. Kiedy jest już naga i patrzy na niego poważnie i wyczekująco, sam się rozbiera i z niezmierną jak na tak młodego człowieka czułością, układa ją na poduszkach. Uśmiecha się zanurzając rękę w jej włosach, pieści czule owal twarzy, zawsze jakby chciał zapamiętać na długo. Jest już gotowy. Chciałby wejść w nią już teraz,bez chwili zwłoki, ale wie,że dla niej jest jeszcze za wcześnie. Zna jej ciało. Wyczuwa temperaturę. Bierze w posiadanie powoli krok po kroku. Całuje usta coraz namiętniej i coraz gwałtowniej, jego dłoń pieści jej piersi, żeby dalej mocnym, namiętnym gestem sunąć w dół ku gęstym, rudym włosom pomiędzy jej udami. Tatiana wzdycha głęboko, wygina się w łuk, wychodzi mu naprzeciw, jego ustom, jego palcom. Artur uśmiecha się. Nie jest mu już obca przyjemność, jaką ma wirtuoz, kiedy wydobywa najgłębsze tony z instrumentu, na którym gra. Wie, że warto nieco opóźnić własną rozkosz dla przyjemności patrzenia w zamglone oczy kochanki, za dotyk jej wilgotnej, gorącej skóry, za płytki oddech, za zupełne zatracenie. Nie jest to łatwe zadanie. Trzeba dobrze poznać instrument, na którym się gra, aby we właściwym tempie i z właściwą maestrią dotykać strun jej rozkoszy.I jak wirtuoz nigdy nie przestawać się uczyć.
Jęknęła i leniwie przetoczyła się na niego, aby coraz bardziej nieprzytomnie, coraz bardziej kusząco dotykać go i pieścić ustami, długimi włosami łaskotać brzuch i tak cudownie gotową męskość. Wreszcie jest właściwy moment. Już dłużej i tak by nie wytrzymał.Przewraca ją na plecy, kolanem rozsuwa jej uda i wchodzi jednym, głębokim pchnięciem. Jękną z rozkoszy. Jej ciało reaguje na ten dźwięk jak na pieszczotę, prężąc się wychodzi mu naprzeciw.Całuje jej usta, odgarnia włosy, jedną ręką przytrzymuje jej dłonie na poduszce za głową.
Jest jego. Tylko jego. W tej chwili nie dzieli jej z nikim innym.
Zasypiają po tym, wtuleni w siebie przy łagodnie pełgającym ogniu na kominku. Oboje tak lubią. Ona go tego nauczyła. Nie wyobraża sobie innej kobiety przy sobie. Wszystkie te dziewczyny, które zna wydają mu się jakieś nudne i jednowymiarowe. Próbował nawet, po jakiejś bardziej gwałtownej kłótni z Tatianą, a raczej po jej tak poniżającej obojętności na jego krzyki i pretensje, spróbować z inną dziewczyną. Poszedł do studenckiego klubu, dwie dziewczyny były chętne i nawet miłe i właściwie było miło, ale co z tego, skoro była to zaledwie kąpiel w basenie, po tym jak pływało się w oceanie. Może są tacy, co wolą basen, ale on do nich nie należy. Opowiedział po tym wszystko Tatianie. Chciał się zemścić, chciał żeby była zazdrosna, żeby się bała, że go utraci, żeby myślała, że on może woleć te młodsze kobiety, ale ona tylko uśmiechnęła się obojętnie i powiedziała
-To dobrze, mój mały, tak powinno być.Już dawno powinieneś odlecieć stąd na własne łąki.
I tyle. Zero zazdrości, zero wyrzutów.

-Mam nadzieję, mój mały, że nadejdzie dzień, kiedy zrozumiesz, że możemy być dla siebie tylko przyjaciółmi i że docenisz, jak wiele to znaczy i jak rzadko się zdarza.
O wiele rzadziej niż romans.